- Najważniejsze jest, aby uwolnić rozum od barier – mówił Bartłomiej Skrzyński podczas warsztatów dziennikarskich: „Jak pisać i mówić o niepełnosprawnych?”.
Warsztaty odbyły się 25 października, w Instytucie DziKS. Uczestnikami byli w większości studenci dziennikarstwa. Jednym z prowadzących był Bartłomiej Skrzyński, także student dziennikarstwa oraz rzecznik prasowy programu „Nie ma barier. Dolny Śląsk”, wcześniej prowadzący program „W-skersi” w TVP.
Bartłomiej Skrzyński opowiedział o tym, jak liczne stereotypy potrafią utrudniać życie niepełnosprawnych. Przygotował dla uczestników pokaz reklamy społecznej, która nie wywołuje u widza współczucia, ukazuje natomiast, że tak naprawdę, życie niepełnosprawnych niewiele różni się od życia zwykłych ludzi. Udowodnił tym samym, że niepełnosprawność nie jest żadną przeszkodą w spełnianiu marzeń. Przekonywał uczestników warsztatów, że jeśli tylko ma się w sobie wolę walki to, z pomocą przyjaciół i życzliwych ludzi można pokonać wszystkie przeszkody.
Bartek przestrzegał przyszłych dziennikarzy przed traktowaniem niepełnosprawnych jako osób pokrzywdzonych przez los.
Drugim prowadzącym był Leszek Kopeć – dziennikarz, którego największą pasją jest radio. Leszek Kopeć jest osobą niewidomą, nie przeszkadza mu to jednak w pracy w Polskim Radiu Wrocław. Od wielu lat prowadzi audycję „Muzyczna Cyganeria”. – W pracy nikt nie pamięta o tym, że jestem, niewidomy – przyznaje dziennikarz.
W bardzo ciepły i interesujący sposób opowiedział o swojej karierze, największych pasjach, zabawnych przygodach podczas pracy w radiu oraz niesamowitej przyjaźni, która łączyła go z Lotharem Herbstem (do 2000r. redaktorem naczelnym Radia Wrocław). To właśnie dzięki swojemu szefowi, Leszek Kopeć poznał tajniki pracy w radiu i pokochał ten zawód.
Na zakończenie każdy z uczestników został zaproszony przez Leszka Kopcia na wycieczkę do Polskiego Radia Wrocław.
Po zakończeniu warsztatów uczestnicy wraz z organizatorami odwiedzili Dolnośląskie Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym „Ostoja”.
Podczas tej wizyty, uczestnicy mogli zapoznać się z niesamowitym projektem, jakim jest „Sala Doświadczania Świata”. Przebywanie w tej sali pozwala dzieciom, młodzieży i dorosłym z różnym rodzajem niepełnosprawności bez strachu i lęku odnaleźć się w „naszym świecie”.
Mówi się o niej „nieco inny świat” – świat wypełniony przenikającymi się wzajemnie barwami, dźwiękami; tu istotna jest gra świateł, ruch, dotyk, zapach smak. W zależności od potrzeb dziecka, stosując odpowiednie bodźce można pobudzić lub wyciszyć zmysły.
Po terapii w Sali Doświadczania Świata dzieci i osoby niepełnosprawne stają się spokojne, wyciszone, chętnie nawiązują kontakt z drugą osobą, są bardziej ufne i otwarte.
Kamila Paliwoda
Prowadzących warsztaty, przedstawicieli redakcji dziennika "Polska. Gazeta Wrocławska", uczestników, którzy nadesłali prace oraz członków Stowarzyszenia ECEM zapraszamy do dyskusji.
Po zapoznaniu się ze wszystkimi tekstami, macie możliwość współdecydowania o tym, która z prac zostanie opublikowana.
Każdą z osób prosimy o wybór jednego, najlepszego tekstu, kilkuzdaniowe uzasadnienie i podpis.
Na Wasze komentarze czekamy do piątku 16 listopada.
Latem biorą udział w regatach kajakarskich. Jesienią wystawiają sztukę teatralną. Zimą organizują zabawy karnawałowe. Żegnają się w ten sposób ze światem czy po prostu rozpoczynają kolejny etap życia?
„Umieralnia” – tak o domu spokojnej starości mówiła Armande, bohaterka filmu „Czekolada”. Pobyt w takim domu był dla niej jednoznaczny z pożegnaniem się z życiem. Czy domy pomocy społecznej w rzeczywistości są tak potwornym miejscem?
W centrum Wrocławia wsiadam do tramwaju w kierunku Pilczyc. Wysiadam na ostatnim przystanku koło osiedla i idę, jak wskazuje mapa. Mijam staw, nad którym dziecko karmi łabędzie i czarne kaczki. Kiedy drzewa w parku zagęszczają się, pytam o drogę starszego pana, a ten wskazuje mi drogę do Domu Pomocy. Jest naprawdę niedaleko, tuż obok stawu, schowany za drzewami. W ogrodzie staruszka pomaga ogrodnikowi zbierać suche liście. Dom składa się z dwóch połączonych budynków. Po korytarzach przechadzają się starsi ludzie, każdy coś robi, każdy ma zajęcie. W większości są uśmiechnięci, lubią aktywność. Wyglądają, jakby dopiero zaczynali żyć, raczej nie spieszy im się, by umierać.
W czasach socjalizmu dom opieki kojarzył się z „przechowalnią dla starców”, dziś ma za zadanie stworzenie rodzinnej atmosfery.
Pani Anna Kasztelowicz, pracownik socjalny Domu Pomocy Społecznej dla osób w podeszłym wieku we Wrocławiu, tłumaczy mi, by nie używać zwrotu „dom opieki”. „To się tak okropnie kojarzy – mówi. – Kiedyś starszych ludzi umieszczało się w tak zwanej <
Dom pomocy pozostaje instytucją , dlatego musi rządzić się pewnymi prawami, ale najważniejsze jest dobro pacjenta i jego samopoczucie.
Przychodząc na spotkanie z panią Anną muszę chwilę zaczekać, właśnie kończy się zebranie z Radą Mieszkańców. Każdy Dom ma taką radę, nic nie może dziać się wbrew woli jego lokatorów. Rada Domu Pomocy Społecznej w Opolu zbiera się raz w miesiącu. Wraz z personelem i dyrekcją ośrodka ustalają dzienny plan zajęć. Między godziną 7 a 8 jest czas na poranną toaletę. Od 7:30 do 9:30 mieszkańcy spożywają śniadanie. Ci, którzy chcą i mogą schodzą na dół do jadalni, część jest niepełnosprawna, więc posiłek dostaje w pokoju. Od 10 zaczynają się zajęcia terapeutyczne, zaplanowane w zależności od dnia tygodnia, ale i tak osoby, które akurat mają ochotę zająć się czymś innym, nie są niczym ograniczane. Personel pomaga w pisaniu listów do bliskich, mieszkańcy czytają prasę, gimnastykują się, grają w tzw. „gry stolikowe”, poddają się radioterapii, muzykoterapii, biblioterapii, grają w kalambury, wychodzą na zakupy, rozwiązują zagadki. W większości chętnie biorą udział w takiej formie aktywności. Po obiedzie (między godziną 12 a 14), znów wracają do swoich zajęć, aż do godziny 16:30, kiedy podawana jest kolacja. Po wieczornej toalecie kładą się do łóżek. Cisza nocna zaczyna się wcześnie, bo już o 21, ale przecież po pełnym wrażeń dniu mają prawo do porządnego wypoczynku.
Większość mieszkańców Domu ma ograniczoną sprawność, niektórzy ledwo poruszają się o własnych siłach. Mimo wszystko każdy pozostaje aktywny w miarę swoich możliwości.
W Domu Pomocy we Wrocławiu znajdują się trzy sale rehabilitacyjne i sala terapii zajęciowej, mieszkańcy przynależą do klubów sportowych, wychodzą na spacery do parku, wyjeżdżają na turnusy rehabilitacyjne, ich prace z zajęć plastycznych zdobią korytarze. Pobyt w ośrodku to nie czekanie na śmierć, raczej kolejny etap życia, w którym starsze osoby często odkrywają w sobie nowe pasje i zdolności. Tego lata mieszkańcy wzięli udział w regatach kajakowych, osiągnięcia mogły zdobyć nawet osoby poruszające się na wózkach. Odbyły się też regaty rowerów wodnych i biegi. We wrześniu Dom wziął udział w „Dniu promocji zdrowia” we wrocławskim Teatrze Lalek. Grupa teatralna wystawiła swój spektakl, zaprezentowano też wystawę prac plastycznych. Podsumowaniem „Dnia” był „Bieg po zdrowie”, w którym udział wzięli wszyscy, także ci niepełnosprawni. Dom Pomocy pozostaje w kontakcie z innymi publicznym placówkami. Mieszkańcy odwiedzają dzieci w Miejskim Domu Kultury, dzieci przyjeżdżają do staruszków. Razem organizują jasełka, czy zabawy karnawałowe. W Domu przy każdej okazji można znaleźć nowe, ciekawe zajęcie. Młode, pracujące osoby często są w tym względzie o wiele mniej aktywne.
„Bardzo ważne jest dla nas, by tworzyć silną wspólnotę. Należą do niej nie tylko mieszkańcy, ale też personel. Jesteśmy bardzo dużą rodziną.” – mówi Anna Kasztelowicz.
Przyjemna atmosfera motywuje do działania, sprawia, że starsi ludzie, którzy mają za sobą życie pełne różnych doświadczeń, chcą żyć i cieszą się życiem wśród przyjaciół. Nie są sami, obok zawsze jest ktoś, kto może im pomóc w razie potrzeby. Czy wszyscy są zadowoleni z pobytu w Domu? Przede wszystkim pobyt w Domu Pomocy jest dobrowolny, by do niego trafić, trzeba podpisać zgodę. W każdej chwili można się też z niego wypisać. Oczywiście na to, czy dana osoba jest zadowolona wpływa wiele rzeczy, przede wszystkim indywidualne nastawienie i „życiowe zaplecze”. Jeśli ktoś całe życie był zamknięty na innych ludzi, teraz trudniej jest mu się przystosować. Ale nawet takich ludzi, pobyt w domu może uszczęśliwić. Lokatorzy Domu Pomocy we Wrocławiu mieszkają w pokojach jedno lub dwuosobowych, w zależności od preferencji i wolnych miejsc. Każdy urządza swoje mieszkanie, jak chce, pokoje są zamykane na klucz, mieszkańcy spędzają dzień według upodobania. Pani Anna oprowadza mnie po budynku, puka do jednego z pokoi i wchodzi.
„Dzień dobry, pani Zosiu. Pokazuję pani, która pisze artykuł nasze pokoje. Czy możemy zajrzeć?”
„Ależ proszę bardzo. Dzień dobry.” – odpowiada pani Zofia Rodak. „Mój pokoik może mały, ale przynajmniej własny. Bardzo się tu dobrze czuję, bardzo mi dobrze, dziękuję.”
Pan Zenon Zajączkowski nie może poruszać się o własnych siłach, dlatego cały dzień leży w łóżku, choć oczywiście bierze udział w rehabilitacji. Kiedy wchodzimy do jego pokoju, rozmawia z pielęgniarkami. Zapytany czy dobrze się czuje, odpowiada: „Nie. Za dużo kobiet.” i mruga do pani Ani.
Starość i niepełnosprawność nie jest przeszkodą w normalnym życiu.
Niezależnie od tego, ile mamy lat, czy w jakim jesteśmy stanie fizycznym, zawsze możemy żyć aktywnie. Domy pomocy społecznej stwarzają ku temu bardzo dobre warunki. Życie w nich jest jak najbardziej normalne, nie ogranicza wolności, wręcz otwiera przed ludźmi nowe możliwości. Starsza osoba nie musi być bohaterem, jej zajęcia nie muszą być tak spektakularne, jak jest to teraz modne w mediach. Nie muszą wspinać się na szczyty i osiągać innych niewyobrażalnych sukcesów, by można było ich podziwiać. Najważniejsze to żyć dobrze, z miłością do świata.
Karolina Rutka
Niepełnosprawność a aktywność
510 tysięcy, to liczba linków pojawiających się po wpisaniu w www.google.pl pojęcia niepełnosprawność. Pierwszy z linków prowadzi nas do definicji niepełnosprawności, mam nadzieję że nikogo nie urażę tym, że przytoczę ją w tym miejscu. Na stronie Wilkipedii czytamy: „Niepełnosprawność, to długotrwały stan, w którym występują pewne ograniczenia w prawidłowym funkcjonowaniu człowieka. Ograniczenia te spowodowane są na skutek obniżenia sprawności funkcji fizycznych lub psychicznych. Jest to także uszkodzenie, czyli utrata lub wada psychiczna, fizjologiczna, anatomiczna struktury organizmu. Utrata ta może być całkowita, częściowa, trwała lub okresowa, wrodzona lub nabyta, ustabilizowana lub progresywna. Niepełnosprawność jest jednym z ważniejszych problemów współczesnego świata. Wynika to z powszechności i rozmiaru tego zjawiska. Z niepełnosprawnością fizyczną wiąże się ponadto zazwyczaj tzw. niepełnosprawność społeczna, czyli niemożność pełnego funkcjonowania w społeczeństwie.”[1] Pisanie, czy też mówienie o niepełnosprawności nie jest tematem łatwym i przyjemnym, wymaga pewnej elastyczności i wczucia, ale nie litości i pobłażania. Od ostatnio spotkanych niepełnosprawnych, ale w pełni aktywnych zawodowo osób usłyszałam, brzmiące mniej więcej tak motto: „Warto mówić o tym, co osoba niepełnosprawna może robić, a nie o tym czego nie może.” Myślę, że podejmując ten temat warto trzymać się tej maksymy i pozwolić nadawała ona bieg tekstowi. Postaram się aby było tak i w moim przypadku, choć wiem, że nie będzie to proste.
25 października miałam okazję odwiedzić Ośrodek Rehabilitacyjno – Edukacyjny dla Dzieci Niepełnosprawnych przy ul. Górnickiego 37 we Wrocławiu. Placówka ta istniej od 1997 roku przy Dolnośląskim Stowarzyszeniu Pomocy Dzieciom i Młodzieży z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym „OSTOJA”. O Ośrodku opowiadała pani Beata – pracująca jako pedagog specjalny. Obecnie do Ośrodka uczęszcza 57 dzieci z głęboką, złożoną niepełnosprawnością. Możliwość uczestniczenia w zajęciach mają dzieci w wieku od 3 do 25 lat, posiadające orzeczenie o głębokim stopniu upośledzenia. Placówka skupia się na działalności rehabilitacyjnej, terapeutycznej i edukacyjnej dostosowując zajęcia do każdego ucznia, jak i prowadząc zajęcia grupowe. Dzięki pobytowi w Ośrodku dzieci realizują obowiązek szkolny, co pozwala poznać im nowy świat, a rodzicom mieć chwilę dla siebie, lub czas na podjęcie pracy.
W Ośrodku przebywają dzieci z głębokim upośledzeniem, co powoduje, że praca skupia się przede wszystkim na pobudzeniu wszystkich zmysłów: smaku, węchu, wzroku i słuchu. Następnie dąży się do integracji zmysłów, tak aby wyciszyć te najintensywniejsze a uaktywnić te najmniej rozwinięte. Kolejny etap stanowi somatognozja – czyli poznawanie i poczucie swojego ciała oraz umiejscowienie go w przestrzeni. Aby osiągnąć zmierzony cel prowadzone są różne zajęcia grupowe.
Zajęcia są tak dobierane i przeprowadzane, aby umożliwiać dzieciom doświadczanie tego, co my nazywamy codziennością. Podopieczni biorą udział w zajęciach z muzykoterapii, logopedii, rehabilitacji, a także w zajęciach w Sali Doświadczania Świata. Miałam okazję zobaczyć tą salę i wydaje mi się ona niesamowita. Wypełniają ją: kolory o różnej intensywności, odcieniu, niespotykane dźwięki. A wszystko po to, aby w zależności od potrzeb dziecka pobudzić lub wyciszyć jego zmysły. Dzięki przebywaniu w tej Sali dzieci uczą się obcować z codziennymi bodźcami, mając pełne poczucie bezpieczeństwa, gdyż jeżeli tylko poczują się zagrożone mogą przerwać symulację. Zajęcia w Sali Doświadczania Świata pomagają dzieciom w nawiązywaniu kontaktów z innymi osobami.
Pisanie w tym przypadku o tym, co niepełnosprawni mogą zrobić jest niełatwym zadaniem, gdyż to co osiągają podopieczni takich placówek jak, Ośrodek Rehabilitacyjno – Edukacyjny dla Dzieci Niepełnosprawnych byłoby niemożliwe bez wykwalifikowanych pracowników a przede wszystkim rodziców, którzy postanawiają umieścić swoje dziecko w szkole. Z ich strony wiążę się to często z dużym lękiem o swoje pociechy, gdyż inaczej odbierają oni otaczajmy nas świat. Mimo że wszyscy stale uczymy się w nim żyć, i z nim obcować, to ludzie nie dotknięci upośledzeniem mają łatwiejszy start. Dla tych dzieci sukcesem jest samo pojawienie się w szkole i wytrwanie do końca zajęć, dla ich rodziców to, że dziecko nauczy się choć jednej nowej rzeczy.
Nie każdy rodzaj niepełnosprawności pozwala na prowadzenie w miarę aktywnego życia. Takie ograniczenia widzimy najwyraźniej właśnie u osób z głębokim upośledzeniem umysłowym. Niekiedy całe życie uczą się oni jednej rzeczy, stale od nowa, co niestety wiąże się z tym że nie są oni w stanie prowadzić samodzielnego życia. Aktywność w ich przypadku to uczęszczanie do Ośrodka na zajęcia, to wstanie rano i zjedzenie posiłku, to spokojne wysłuchanie bajki, to uśmiech na twarzy.
Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą w przypadku istnienia tego rodzaju niepełnosprawności, jest istnienie takich właśnie placówek, w których dzieci mogą choć w minimalnym stopniu poznać i próbować zrozumieć czym jest życie.
[1] http://pl.wikipedia.org/wiki/Niepełnosprawność. z dnia 4-XI-2007r.
Joanna Śmietanka
Felieton
Ależ proszę pani!
Społeczeństwo może edukować profesor, tymczasem nie ma kto edukować profesorów.
Jak pisać i mówić o niepełnosprawnych? Wychodzę z Warsztatu Terapii Zajęciowej Stowarzyszenia Ostoja, gdzie skrupulatnie zbierałam materiał na artykuł. Spieszę się na spotkanie z przedstawicielem firmy, która włączyła się w akcję „Zatrudnij Niepełnosprawnego”. Z roku na rok działa to chyba coraz lepiej. Z roku na rok jesteśmy bardziej otwarci.
W 2003 roku, kiedy robiłam reportaż telewizyjny o zmaganiach niepełnosprawnych z Powiatowym Urzędem Pracy, nie było jeszcze takiej edukacji. W MOZiRONie wzywano ochronę, bo moja kamera, a tym bardziej wywiad dotyczący kwot przekazywanych na szkolenia zawodowe przez PFRON, były sprawą co najmniej podejrzaną. Cynk mi dała pani Ania, którą odesłano z kwitkiem po kilkugodzinnym staniu w kolejce do urzędu, w którym to przywitano ją gromkim okrzykiem zdumienia: „Ależ proszę pani! Przecież pani ma rentę!”. Zachłanność nie jest w Polsce (nie tylko w Polsce) cechą poważaną. Mimo że – razem z Zofią – miały zaświadczenie od pracodawcy, iż po odbyciu odpowiedniego szkolenia zostaną zatrudnione w firmie, pomóc w zdobyciu pracy nikt im na dobrą sprawę nie chciał. Zgodnie z Ustawą z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, Art. 40 § 1., Urząd Pracy na szkolenie takie kierować powinien. Ktoś jednak nie skierował. PFRON pieniądze dał – i gdzieś one są, bo dysponuje nimi przecież pani Hania. Ona decyduje – kto, gdzie, za ile… Być może wówczas zabrakło, po prostu.
Jest 2007, jest lepiej. Choć daleko nam jeszcze do Zachodu, dogonimy Go, a jak! – jak przyjdzie na to pora. Wolontariusz Juan opowiada mi, jak to rozgrywa się w Portugalii. Praca dla niepełnosprawnych jest, są specjalne pieniądze, są organizacje – zupełnie jak u nas, w Polsce. Tu jest ponadto jeszcze fajna kampania w telewizji (i nie tylko w telewizji!) – namawia: „Zatrudnij!”. Jednocześnie mentalność większości jeszcze namawia, żeby nie. Niepełnosprawność mentalna, raczej. Tego typu kampanie mogłyby im pomóc.
Włączam telewizor, jest film o Krzysiu z Lwówka Śląskiego. Mówił już mi o tym Bartek Skrzyński, że coś takiego jest – notorycznie. Gapię się i widzę – Krzyś jest chory, widzowie płaczą razem z nim, włączają się w akcję, wysyłają sms. To mogłeś być Ty, bo każdy z nas może być Krzysiem. Każdy może zobaczyć w TV też Stasia, który – jak mówi Bartek – „staje się bohaterem, bo wyszedł z domu kupić chleb”. Mamy jakąś dziwną przypadłość popadania ze skrajności w skrajność. „W-skersi” próbowali uciec od tego modelu, z sukcesem – tu nie wystarczyło zrobić sobie śniadania i radzić w codziennym życiu; robiło się coś więcej. Niestety zdjęli już ich z anteny. Daleki krewny Krzysia zadecydował. Nie chciał inaczej spojrzeć na niepełnosprawnych, niż widzi ich od lat sąsiad spod „dwójki”.
Nie każdy Krzyś może być Jankiem Melą, ale każdy Krzyś ma z pewnością w sobie coś poza stopniem niepełnosprawności. Poznałam Bartka, który kocha disco-polo. Przegadałam z nim godzinę o jego muzyce. W zasadzie on gadał, a ja próbowałam zrozumieć fenomen tego gatunku w naszym kraju – zrozumieć Polaków tłumnie zmierzających na koncerty. Bartek był na kilku takich, w domu ma dobrą stówę płyt, że na Świebodzkim już nikt go niczym nie zaskoczy. Szczerze, to mało co mnie ostatnio tak rozbawiło jak spontaniczność i humor tego pogodnego gościa. Zna na pamięć wszystkie teksty przebojów z tego gatunku. Ciekawe, jaki procent Polaków zna choć jeden pełny tekst lubianej przez siebie piosenki.
Są też dobrzy ludzie – w Ostoi. Uczą życia tych, którym trzeba pokazać to z największą dokładnością. Żeby zamiast Krzysia leżącego na kanapie, ktoś pokazał w telewizji Adriana czy Dorotę, pracujących w KFC i Albercie; albo Bartka na zmywaku, śpiewającego z najszczerszym uśmiechem: „Lato, lato w Kołobrzegu, nie znalazłem dziś noclegu”. Długa droga. O ile sam niepełnosprawny nie ma większego problemu ze znalezieniem chęci do pracy, o tyle większość pracodawców jakiś problem ma, by znaleźć do współpracy nawet chęć, a już tym bardziej zatrudnić, mimo płynących dla niego licznych z tego tytułu korzyści i szerokiej kampanii promocyjnej w dzisiejszych mediach.
Wychodzę z budynku Ostoi, już jestem spóźniona. Niestety – ktoś mnie zablokował. Na środku podjazdu, obok szeregu wolnych miejsc parkingowych, zatrzymuje się Opel w kolorze z palety nieokreślonych. Wysiada starszy gość – w garniturze; po dwóch jego krokach myślę, że Wykształciuch. Po jednym zamienionym zdaniu już wiem, że nie Inteligent. Pytam jednak uprzejmie – Przepraszam, czy mógłby Pan mnie wypuścić? – Nie mógłbym. – i idzie dalej. Z wypuszczonym tylko głupio jakże oczywistym pytaniem – Dlaczego? – słyszę w odpowiedzi sedno całej w zasadzie „afery” – Bo przyjechałem po niepełnosprawne dziecko. – I tak sobie myślę, jeśli niepełnosprawność naszych dzieci uprawnia nas do bycia zgrubiałymi nieuprzejmymi elementami społeczeństwa, których nie obowiązują żadne zasady, chociażby ruchu drogowego, to zadaję pytanie: „Do kogo powinno się tak naprawdę kierować podobne kampanie?”
Gdyby tak każdy wykorzystał chociaż raz fakt swojego zachorowania na nerki, wątrobę, czy nadciśnienie, pod Pałacem Prezydenckim nawet mielibyśmy całodobowy parking strzeżony opłacany przez PFRON. Uważam, że przygotowanie do życia w podobnych do Ostoi ośrodkach nie powinno ograniczać się tylko do uczestników Warsztatu, lecz także do ich rodzin, które dzieci swoje tam kierują, popadając jednocześnie w kompletną paranoję. To jest właśnie model Krzysia. Krzyś jest przykładem chłopca wykorzystywanego przez Zdrowych do osiągania ich własnych celów, które po części sprowadzają się do chęci manipulowania ludźmi. Ktoś chciał zdeptać mnie i pokazać swoją wyższość. Ma chore dziecko, to mu wolno. Ja mam zdrowe, więc nic w tym nadzwyczajnego. A Ty co masz? Bo ja jeszcze za 5 minut spotkanie.
Patrzę na pana w garniturze, który każe mi uczyć się cierpliwości i słyszę, że tak duży samochód jak jego na parkingu przeze mnie wskazanym by się nie zmieścił. Nie odzywam się już, widząc jego rosnące niemal tak szybko jak upływ mojego czasu ego. Na cały pusty parking tryska jego duma ze zrobienia zwykłej młodej baby w przysłowiowe jajo. Po 15 minutach jego tryumfowania, a mojej jakże wielkiej porażki, jestem już pewna – nie mam po co pędzić na kolejny nudny wywiad. Ot, jeden incydent z profesorem wystarcza mi zupełnie na niniejszy tekst. I chwilę takiej właśnie zadumy.
Wrodzoną przypadłością Polaków jest użalanie się nad losem, jakikolwiek by on nie był. – Zdrowi są bardziej pomyleni niż chorzy. – mówi z przekonaniem Bartek, któremu szkoła dla zdrowych dzieci dała w kość. – Niepełnosprawni zrobią mniej krzywdy niż zdrowi.
Jeżeli wprowadza się dziesiątą reformę szkolnictwa, wychowanie do życia w rodzinie, może warto zastanowić się nad edukacją już od najmłodszych lat w temacie niepełnosprawności także. Podstawowe wartości wynosić powinniśmy z domów, kolejnych dostarcza nam szkoła. A dziś jak byk widać, że sprawnie działa tylko program „Zero tolerancji”, gdy ludzie tacy jak Bartek nie mogą normalnie przejść własnym podwórkiem, by ktoś nie strzelił im w oko. Chyba więc nieudolni jesteśmy gdzieś wszyscy zbiorowo. A jeśli ojciec sprawnego chłopa, potrafiącego zmyć naczynia po 35 uczestnikach Warsztatu, wykorzystuje jego pieczęć w książeczce zdrowia dla usprawiedliwienia własnego lenistwa i wyżycia się na innych bez jakiegokolwiek uzasadnienia, to pytam się: „Komu tu naprawdę istotnych rzeczy brakuje?”
„Nie ma rzeczy niemożliwych” – mówi Bartek podczas rozmowy o kilkudniowym pobieraniu plików mp3 z ulubioną muzyką. A jednak niemożliwe rzeczy, myślę sobie, wciąż są – w każdym z nas.
Joanna Śmietanka
Chcą uczyć się i pracować
Zmywają po nas naczynia, lepią pierogi, układają towar w sklepach, gdzie robimy co tydzień zakupy. Coraz więcej niepełnosprawnych znajduje zatrudnienie w firmach, które zdecydowały się dołączyć do programu „Trener”. Warsztat Terapii Zajęciowej Stowarzyszenia Ostoja przygotowuje młodych ludzi do roli pracownika.
„Trener pracy – zatrudnienie wspomagane osób niepełnosprawnych” to program, który powstał z myślą o osobach ze znacznym oraz umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Do tej pory dzięki akcji przyniesionej ze Stanów do Wrocławia, pracę zdobyło 40 osób. Warsztat Terapii Zajęciowej II przy ul. Stawowej skupia w sobie 35 podopiecznych, z których 8 jest przygotowywanych do życia zawodowego.
Bartek, Adrian i Dorota odbywali już praktyki w różnych firmach, m.in. restauracji KFC, sklepach sieci Albert, DPS-ie. Zazwyczaj pracują 2 do 4 godzin, podczas których uczą się elementarnych spraw związanych z życiem zawodowym.
Sebastian Kostera, Terapeuta Zajęciowy i Trener Pracy w WTZ II we Wrocławiu, obok ćwiczenia podstawowych rzeczy jak: prawidłowe wykonywanie zadań zlecanych przez przełożonego, punktualność, odpowiedni ubiór, pomaga zrozumieć im, czym jest praca, ucząc tym samym szacunku do niej. „Praca daje poczucie bezpieczeństwa, stabilności” – mówi. Podczas zajęć w Pracowni Przygotowania Zawodowego rozmawia z podopiecznymi o odpowiedniej postawie, która przekłada się nie tylko na ich życie zawodowe, lecz pomaga im w każdej codziennej sytuacji. „Pozytywne nastawienie jest bardzo ważne.” – zaznacza, namawiając tym samym do spojrzenia na siebie bardziej wymagająco – „Od was samych zależy wasze życie”.
Sami uczestnicy szkolenia zdają sobie sprawę z wartości, jaką posiada praca i zdobywana przez nich w Warsztacie wiedza. „Teraz jestem ładnie ubrany, bo tato pracuje” – mówi Bartek – „Ale wiadomo, że rodzice nie będą żyć wiecznie. Ja niestety nie mam już dwóch lat.” Dodaje, że sporej wiedzy o życiu i codziennych sprawach dostarczają mu trzy seriale telewizyjne, w kolejności: „M jak miłość”, „Klan” oraz „Samo życie”. „Trzeba się uczyć, żeby nie zostać tumanem” – śmieje się. Podczas pracy na zmywaku wyśpiewuje teksty ulubionych piosenek.
„Długość praktyk jest sprawą indywidualną. Czasem trwa to tydzień, czasem 3 miesiące. Wpierw odbywa się szkolenie Trenera na danym stanowisku w firmie, a potem Trener w miejscu pracy szkoli już konkretną osobę” – opowiada Sebastian. Do tej pory współpracował m.in. z pracodawcami: American Restaurants (KFC), siecią sklepów Albert, restauracjami McDonald’s czy firmą Cadbury Wedel.
Nowym projektem, którego start zaplanowano na 23 listopada i który Sebastian będzie koordynował, jest treningowe mieszkanie chronione – pierwsze tego typu mieszkanie we Wrocławiu. Pod jednym dachem zamieszkać ma ośmiu niepełnosprawnych, którzy rozpoczną w nim samodzielne życie – od zrobienia zakupów czy prania po opłacenie rachunków za prąd.
Poza przygotowaniem zawodowym, uczestnicy Warsztatu kształcą się w Pracowni Internetowej, Pracowni Gospodarstwa Domowego, przyrodniczej i in. Dodatkowo uczestniczą w Treningu Ekonomicznym, gdzie uczą się planowania budżetu, dysponując miesięcznie określoną kwotą pieniędzy. Trzy razy w tygodniu odbywają muzykoterapię.
Wszyscy ciepło wypowiadają się o placówce oraz rehabilitantach, z którymi spędzają czas codziennie od rana do 14:00-15:00. To ludzie przygotowani do pracy z niepełnosprawnymi, mający odpowiednie podejście – jak Alicja Cygankiewicz, która ukończyła pedagogikę i w Stowarzyszeniu prowadzi obecnie Pracownię AGD. Personel taki przekłada się na efekty terapii i samopoczucie uczestników. „Dobrze, że nie chodzę do szkoły. W życiu bym tego nie zamienił na szkołę – tu się czuję bezpiecznie” – wyznaje Bartek.
Alicja Słupska
Mieszkanie chronione
Istniejący od wielu lat pomysł, by stworzyć we Wrocławiu mieszkanie chronione, zostanie wreszcie urzeczywistniony. Pierwsze tego typu przedsięwzięcie w naszym mieście, to kolejny krok na drodze do usamodzielniania się osób niepełnosprawnych.
Realizacja tego projektu stała się możliwa dzięki współpracy Stowarzyszenia „OSTOJA”, Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej oraz Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, które zdecydowało się na wynajmowanie mieszkania Stowarzyszeniu „OSTOJA”.
Mieszkanie chronione zapewnia warunki samodzielnego funkcjonowania
w środowisku, w integracji ze społecznością lokalną. Okres zamieszkiwania w mieszkaniu chronionym może przygotowywać do usamodzielniania się i wyjścia poza system pomocy społecznej.
Celem treningu prowadzonego w mieszkaniu chronionym jest przygotowanie pod opieką specjalistów osób tam przebywających do prowadzenia samodzielnego życia.
W mieszkaniu takim osoby z niepełnosprawnością uczą się jak samodzielnie dbać o zdrowie, gospodarować pieniędzmi, spędzać wolny czas, załatwiać sprawy w urzędach, przygotowywać posiłki, robić zakupy itd. Sami płacić będą za czynsz, prąd, wodę, pokrywac będą koszty wyżywienia, zakupu lekarstw oraz przejazdów.
- Dla mnie to będzie lekcja, ale chcę spróbować. – przyznaje Bartek, jeden z uczestników warsztatów terapii zawodowej.
Mieszkanie, wynajmowane od Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, zajmuje powierzchnię
i umeblowaniu, częściowo dzięki darczyńcom, wprowadzą się do niego wkrótce pierwsze osoby. W mieszkaniu przebywać będzie osiem osób, które jednocześnie pracują lub przygotowują się do pracy na warsztatach terapii zajęciowej. Treningi będą miały charakter rotacyjny. Po trzech miesiącach lokatorzy zamienią się z kolejnymi osobami. Dobór
i wyszkolenie odpowiedniej kadry asystentów osobistych, wspierających osoby niepełnosprawne w mieszkaniu, zapewni Stowarzyszenie „OSTOJA”.
Zadaniem Stowarzyszenia jest zapewnienie opieki osobom niepełnosprawnym od momentu narodzin do momentu rozpoczęcia pracy. Na bazie doświadczeń amerykańskich wprowadzono na grunt polski program „trener pracy wspomaganej”. Przeszkolony wcześniej w miejscu pracy terapeuta staje się trenerem dla osoby niepełnosprawnej, którą uczy obowiązków, a potem stopniowo zostawia samą.
- Na ten czas mamy zatrudnionych w ten sposób czterdzieści osób. Trener dochodzi tylko
w kryzysowych sytuacjach. - mówi nam trener „OSTOI” Sebastian Kostera - Trenerem jest się do końca.
Z kolei z tego projektu zrodził się pomysł praktyk zawodowych. Biorą w nich udział osoby, które nie są jeszcze gotowe do programu „trener pracy wspomaganej”. Ich zadaniem jest szeroko rozumiane przygotowanie do pracy, doskonalenie umiejętności społecznych
i osobistych.
Kolejnym etapem w usamodzielnianiu się osób niepełnosprawnych będzie system mieszkań chronionych w naszym mieście.
- Jeśli widzi się efekt, to jest się zadowolonym. – twierdzi Sebastian Kostera – Ja widzę efekt, widzę cel i sens.
Możliwe, iż w przyszłości osoby, które sprawdzą się podczas treningów, zamieszkają na stałe w jedno- lub dwuosobowym mieszkaniu chronionym. W tym wypadku trener będzie tylko osobą dochodzącą.
w dzienniku "Polska. Gazeta Wrocławska".
Przeczytaj komentarze na temat prac uczestników warsztatów:
15 komentarzy:
Mój typ to tekst "Ależ proszę pani" Joanny Śmietanki. Błyskotliwie napisany – z pazurem, ironią, odważnie, a jednocześnie z dużą dozą wrażliwości. Świetne wykorzystanie paradoksu, własny punkt widzenia, celna puenta - jednym słowem - bardzo inspirujące.
Tekst Joanny Śmietanki "Chcą uczyć się i pracować" to przejrzysta, rozbudowana informacja. Warto, by mieszkańcy Dolnego Śląska wiedzieli o takich działaniach. Tekst obrazuje problem, a jednocześnie pokazuje konkretne miejsca i ludzi. Duży plus za połączenie aspektu ludzkiego, społecznego i biznesowego.
Moim zdaniem najlepszym materiałem dziennikarskim,poruszającym temat niepełnosprawności,jest tekst Małgorzaty Rabendy "Bo wie pani, ja dzięki mamusi chodzę". Bardzo ciepła, optymistyczna, interesująca historia.
Dzięki temu, że autorka skupiła się na losach jednego bohatera,tekst jest bardzo wyrazisty i zapada w pamięć.
Kamila Paliwoda
"Ależ proszę Pani". Jest w tym tekście trochę nieładu, ale pośród innych czytało mi się najlepiej właśnie ten felieton. A poza tym podoba mi się pomysł i punkt widzenia autorki.
Najlepszy tekst przygotowała Śmietanka (wnioskuję, że co najmniej 18% ;) ).
Mianowicie eksplikacja, zarys scenariusza wyróżnia się spośród wszystkich nadesłanych tekstów tym, iż ma szansę pokazać niepełnosprawnych z tej "normalnej" prawdziwej strony. Czytając go przed oczami miałem "My tu żyjemy", mam nadzieję w przyszłości film dokumentalny.
Łukasz Piech
Tekst Małgorzaty Rabendy "Bo wie pani, ja dzięki mamusi chodzę" zainteresował mnie najbardziej. Jest klarowny, na dobrym poziomie językowym. Wnosi konkretne informacje o życiu niepełnosprawnych, a przede wszystkim niczego nie narzuca, np. poglądu, że nie można podziwiać, wspomianego gdzie indziej, "pójścia do sklepu po bułki". Dla każdego człowieka, czy jest niepełnosprawny czy pełnosprawny, co innego może być dużym osiągnięciem. Uważam, że pokazywanie tylko tych niepełnosprawnych, którzy dokonują rzeczy niewiarygodnych, może przynieść odwrotny niż zamierzany skutek.
Magdalena Solka
Oddaję swój głos na pracę Małgosi Rabendy: „Bo wie pani, ja dzięki mamusi chodzę”
Poprzez postać matki chłopca cierpiącego na porażenie mózgowe autorce tekstu udało się pokazać, że determinacja, wiara i odwaga potrafią pokonać wiele barier. Opisany przez Małgosię chory Krzysiek jest doskonałym dowodem tego, że niepełnosprawność wcale nie musi oznaczać wykluczenia. Podoba mi się także forma i język pracy.
Największe wrażenie zrobił na mnie tekst Małgorzaty Rabendy. Głównym atutem przedstawionej przez Autorkę historii jest z pewnością wyrazista osoba głównej bohaterki. Pani Wiesława Łękowska prowadzi swojego syna przez życie uczulając go na fakt, że niepełnosprawność nie uprawnia taryfy ulgowej. Zresztą sama też jej nie stosuje – posyła Krzysia do zwyczajnej szkoły i jak każda matka karze za przewinienia. Nigdy nie mówi, że będzie łatwo, ale i nie obniża poprzeczki. W dużej mierze właśnie dzięki matce Krzyś nie jest przez otoczenie oceniany przez pryzmat swojej niepełnosprawności. Jest po prostu Krzysiem – takim samym jak wielu innych.
Historia opowiedziana przez Małgorzatę pokazuje również jak istotne w życiu osoby niepełnosprawnej jest środowisko, w jakim się porusza – to dzięki konsekwencji i uporowi matki Krzyś żyje tak, jak rówieśnicy – pracuje, ma przyjaciół, jeździ na wakacje w góry. Banalne? Dla osoby pełnosprawnej - na pewno. Dla wielu niepełnosprawnych nadal szczyt marzeń.
Swój głos oddaję na artykuł Magdaleny Solki "Umieralnia".
Dwa ze wskazanych tekstow uważam za interesujące. Są to prace p. Magdaleny Solki i p.Marzeny Rabendy. W pierwszym podoba mi się sposób prowadzenia narracji. Świat prezentowany jest z dwóch perspektyw: Autorki, która wchodzi do innego świata /coś na kształt inicjacji bądź iluminacji/i p. Anny, człowieka stamtąd, mądrego i pełnego pokory. To zderzenie perspektyw jest osią artykułu. Na tym tle interesująco przedstawiają się także dwie migawki – spojrzenia/wypowiedzi mieszkańców domu pomocy. Dodatkowe walory to unikniecie taniej czułości, roztkliwienia oraz prowokacyjny tytuł. Atutem jest tu także sprawny warsztat językowo-stylistyczny.
Pani Rabendzie udało się pokazać heroizm matki ratującej syna bez popadania w ckliwość, co wcale nie jest łatwe. Ciekawym chwytem jest uczynienie jej właśnie, a nie niepełnosprawnego dziecka bohaterem opowieści. To z jej punktu widzenia ukazana jest cała historia, dzięki czemu Autorka osiąga walor naturalności. Udaje się Jej także pokazać – w krótkim skądinąd tekście – proces przezwyciężania zaborczej, egoistycznej miłości matczynej, co dało synowi szansę otwarcia się na świat i ludzi. Podobnie jak w pierwszym z teksów doceniam styl.
Ale za najlepszy tekst uznaję „Ależ proszę Pani”. Felieton p Joanny Śmietanki skrzy się humorem, ironią i autoironią. Poczynając od motta o profesorach po końcową pointę Autorka w pełni panuje nad piórem. Drapieżna w ocenach ludzkiej głupoty, lakoniczna w prezentowaniu najważniejszego rysu każdego z bohaterów dowodzi, jak można pisać o niepełnosprawnych, aby nie było ani nudno, ani ckliwie. Jednym słowem: jak robić to mądrze
Jeżeli chodzi o moją ocenę tekstów, które do mnie dotarły to najbardziej
podoba mi się tekst Małgorzaty Rabendy. Tekst jest jasno napisany, nie gubię się gdy go czytam, bije z niego ciepło i życie.
Mój wybór artykułu: M. Solka - "Umieralnia?" Uzasadnienie: Artykuł opisuje instytucję bez pomijania tego, co w niej najważniejsze - ludzi. Życie starszych osób żyjących w Domu Pomocy Społecznej opisuje bez niepotrzebnego patosu, a "zwyczajnie", po ludzku. Nie brakuje w nim humoru (świetna wypowiedź pana - o ile pamiętam -Zenona), znalazło się też odwołanie do filmu, co zawsze świadczy o literackości tekstu, a to niewątpliwie działa na jego korzyść Autorka jako jedyna poruszyła temat niepełnosprawności przez starość i chorobę. Tekst czyta się przyjemnie, może dlatego, że jest w nim jakieś ciepło.
Hm, ocena – zawsze budzi wątpliwości. Te rodzą się już we mnie samym. Bo niby wedle jakiego schematu, klucza stwierdzać, że ten tekst jest lepszy, a tamten zupełnie bez sensu. Chyba nie posiadam takiej wewnętrznej akredytacji. Wyrażę zatem swoje spostrzeżenia…
Przede wszystkim cieszę się, że mogłem pomóc się wspólnie zorganizować i podzielić „swoim widzeniem” tego istotnego tematu.
Jeśli chodzi o teksty to myślę, że w każdym materiale radiowym, telewizyjnym i prasowym niezwykle istotne są słowa. Warto więc przykładać szczególną wagę do nich, do tego by cytaty i opisy sprawowanych funkcji był zgodne z rzeczywistością. Pewnie o szczegółach będzie jeszcze czas porozmawiać. Warto jednak pamiętać, że „słowa klucze” budzące emocje pewnie są ważne, niewątpliwie istotne dla różnego rodzaju mediów. Muszą jednak oddawać sens i przekazywać rzeczywiście wypowiedziane słowa. O dokładnych przekształceniach będzie okazja przy wspólnym spotkaniu, pewnie to także kolejne doświadczenie
Po przeczytaniu Waszych tekstów skłaniam się ku „Chcą się uczyć i pracować” Joanny Śmietanki. Fajny opis. Zdania nie są wielokrotnie złożone, dzięki czemu chce się czytać artykuł. Zawarte w nim treści są przedstawione w prosty sposób. Lead, oparty na przykładach, zaciekawia i fajnie wprowadza do tekstu. Moją uwagę zwrócił też artykuł pt. „Umieralnia?” Magdaleny Solki.
Podczas analizy prac patrzyłem przede wszystkim na sposób ujęcia, słowa opisujące osoby niepełnosprawne (jakoś razi mnie, archaiczne przy okazji sformułowanie: kalectwo!). Pewnie co to techniki i tytułów tez pojawia się teza, że najprostsze zdają się być najlepsze. Ale to też może być moje subiektywne zdanie, o czym także można podyskutować.
Pozdrawiam i do zobaczenia
Przyznam, że nie było mi łatwo uporac się z tym wyborem. Sama stawiam
dopiero pierwsze kroki w pisaniu artykułów, a tu nagle mam oceniac prace
innych. Spośród nadesłanych prac największe wrażenie zrobil na mnie artykuł
Michała Sałkowskiego "Uwaga nadciąga niepełnosprawny"- myślę, że spełnił on
swoją rolę - (jeżeli dobrze zrozumiałam intencję autora)- nie spowodował,
że rozczuliłam sie nad losem niepełnosprawnych, jest on ostrym i konretnym
ujęciem tematu, nie rozwleka się. Myślę, że gdybym trafiła na taki artykuł
w gazecie, to przykułby on moją uwagę i zmusił do przemyślenia poruszanego
w nim aspektu.
Uwagę redaktora zwróciły następujące teksty:
1.M.Rabenda, "Bo wie pani, ja dzięki mamusi chodzę"
2. M. Solka, "Umieralnia?"
3. J. Śmietanka, "Ależ proszę pani"
4. M. Sałkowski, "Uwaga nadciąga niepełnosprawny!"
Uzasadnienie wkrótce
Prześlij komentarz